poniedziałek, 25 marca 2013

Domowe spa.


Chyba każdy potrzebuje chwili tylko dla siebie. Ja na razie taką (z prawdziwego zdarzenia) funduję sobie raz w tygodniu (zazwyczaj w sobotę). Na więcej nie mogę sobie pozwolić, ponieważ Anastazja „jest na piersi” i nie toleruje butelki, więc nie rozstajemy się na dłużej niż trzy godziny. Mała ma już rozszerzaną dietę, więc niebawem druga pępowina zostanie przecięta. Choć mnie jej istnienie bardzo cieszy (lubię czuć tę szczególną więź), ale wszystko ma swoją kolej. Mama będzie miała więcej czasu dla siebie i zapanuje równowaga.

Sobotni relaks (jako że aura do tej pory raczej nie zachęca do dwukrotnych spacerów w ciągu dnia) wsuwam sobie między „po śniadaniu i przed drzemką Gabrysi”. Mąż zajmuje się dziewczynami, a ja zamykam się w łazience i pieszczę zmysły szumem wody płynącej ze słuchawki prysznicowej. Zapalam zapachowe świece, szykuję kosmetyki, puchaty szlafrok w przyjemnym kolorze brzoskwini i wyłączam się. Nie wiem nawet na ile, na tyle ile potrzebuję. Nigdy nie mierzyłam czasu, jaki spędzam wtedy w łazience. Myślałam też o tym, żeby puszczać sobie jakąś muzykę, ale chyba wolę słuchać odgłosów dochodzących z pozostałej części mieszkania. I być tak obok. Niby tylko pielęgnuję ciało, ale równocześnie bardzo się wyciszam i relaksuję. Uwielbiam te sobotnie przedpołudnia.

Czuję komfort, bo mimo wszystko jestem „pod ręką”.

  Teraz już nawet większa odległość od dzieci tej wygody psychicznej nie mąci. Doskonale pamiętam pierwsze „rozstanie” z Gabrysią. Musiałam wyjść na około półtorej godziny. Córka została z Tatą. Dzwoniłam tyle razy, ile to było możliwe i czułam się taka osamotniona – tak na zewnątrz, bez wózka, bez mojej Kruszyny. Przy każdej takiej okazji nie omieszkałam wtedy telefonować, by dowiedzieć się, ile zjadła, czy płacze, czy tęskni za Mamusią. Nastawienie pomogła mi zmienić sama Gabrysia. Nie zdarzyło się jeszcze, by demonstracyjnie okazywała strach wywołany moim wyjściem. W ogóle takiego uczucia chyba w niej to nie wzbudza. Może to jeszcze nastąpi, a może nie. Znam bowiem rodziców dzieci, które są w bardzo podobnym wieku i wyjścia takie wiążą się niestety z pozostawieniem malucha w jednym wielkim wrzasku (inaczej się nie da). Dzięki temu, że nasza starsza córka bardzo dobrze znosi moją nieobecność, nauczyłam się również znosić ją dzielnie. Wiem, że jest pod najlepszą opieką i nie mam się o co martwić, bo skoro ona się nie stresuje (…) J

Nastusia jest jeszcze za mała, by wyrokować, jak ona będzie reagowała na takie sytuacje. Do tej pory była bardzo towarzyska (w przeciwieństwie do siostry; ta w jej wieku była bardzo nieufna w stosunku do kogokolwiek poza rodzicami). Mogła być noszona i zabawiana przez każdego dopóki nie głodniała. Błyskawicznie zasypiała w ramionach Prababci. Teraz nadal jest bardzo otwarta, ale bezpieczniej czuje się, kiedy jest na moich rękach lub jestem po prostu blisko. Akceptuje wszystkich i wszystko, ale kiedy poczuje potrzebę pobycia przy mamie, nic innego się nie liczy. To wszystko będzie się zmieniało – u każdej (…)

Wszystkie jak na razie bardzo dobrze znosimy to mamine sobotnie spa. Nikt nie dobija się do drzwi łazienki, nie wybiegam spod prysznica, gdy tylko usłyszę płacz (nawet dłuższy). To chyba właśnie ta harmonia, której potrzebujemy.

Szum wody cichnie, lśnię od balsamów jak kurczak natarty olejem tuż przed zamknięciem w nagrzanym piekarniku, wentylacja wyciąga przyjemną wilgoć pary wodnej, a ja już wrzucam ubrania do pralki, zamykam z trzaskiem drzwiczki, proszek, płyn do płukania, temperatura, włączam (…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz