Chyba każdy potrzebuje chwili tylko dla siebie. Ja na razie
taką (z prawdziwego zdarzenia) funduję sobie raz w tygodniu (zazwyczaj w
sobotę). Na więcej nie mogę sobie pozwolić, ponieważ Anastazja „jest na piersi”
i nie toleruje butelki, więc nie rozstajemy się na dłużej niż trzy godziny.
Mała ma już rozszerzaną dietę, więc niebawem druga pępowina zostanie przecięta.
Choć mnie jej istnienie bardzo cieszy (lubię czuć tę szczególną więź), ale
wszystko ma swoją kolej. Mama będzie miała więcej czasu dla siebie i zapanuje
równowaga.
Sobotni relaks (jako że aura do tej pory raczej nie zachęca
do dwukrotnych spacerów w ciągu dnia) wsuwam sobie między „po śniadaniu i przed
drzemką Gabrysi”. Mąż zajmuje się dziewczynami, a ja zamykam się w łazience i
pieszczę zmysły szumem wody płynącej ze słuchawki prysznicowej. Zapalam
zapachowe świece, szykuję kosmetyki, puchaty szlafrok w przyjemnym kolorze
brzoskwini i wyłączam się. Nie wiem nawet na ile, na tyle ile potrzebuję. Nigdy
nie mierzyłam czasu, jaki spędzam wtedy w łazience. Myślałam też o tym, żeby
puszczać sobie jakąś muzykę, ale chyba wolę słuchać odgłosów dochodzących z
pozostałej części mieszkania. I być tak obok. Niby tylko pielęgnuję ciało, ale
równocześnie bardzo się wyciszam i relaksuję. Uwielbiam te sobotnie
przedpołudnia.
Czuję komfort, bo mimo wszystko jestem „pod ręką”.
Teraz już nawet
większa odległość od dzieci tej wygody psychicznej nie mąci. Doskonale pamiętam
pierwsze „rozstanie” z Gabrysią. Musiałam wyjść na około półtorej godziny.
Córka została z Tatą. Dzwoniłam tyle razy, ile to było możliwe i czułam się
taka osamotniona – tak na zewnątrz, bez wózka, bez mojej Kruszyny. Przy każdej
takiej okazji nie omieszkałam wtedy telefonować, by dowiedzieć się, ile zjadła,
czy płacze, czy tęskni za Mamusią. Nastawienie pomogła mi zmienić sama
Gabrysia. Nie zdarzyło się jeszcze, by demonstracyjnie okazywała strach
wywołany moim wyjściem. W ogóle takiego uczucia chyba w niej to nie wzbudza.
Może to jeszcze nastąpi, a może nie. Znam bowiem rodziców dzieci, które są w
bardzo podobnym wieku i wyjścia takie wiążą się niestety z pozostawieniem
malucha w jednym wielkim wrzasku (inaczej się nie da). Dzięki temu, że nasza
starsza córka bardzo dobrze znosi moją nieobecność, nauczyłam się również
znosić ją dzielnie. Wiem, że jest pod najlepszą opieką i nie mam się o co
martwić, bo skoro ona się nie stresuje (…) J
Nastusia jest jeszcze za mała, by wyrokować, jak ona będzie
reagowała na takie sytuacje. Do tej pory była bardzo towarzyska (w
przeciwieństwie do siostry; ta w jej wieku była bardzo nieufna w stosunku do
kogokolwiek poza rodzicami). Mogła być noszona i zabawiana przez każdego dopóki
nie głodniała. Błyskawicznie zasypiała w ramionach Prababci. Teraz nadal jest
bardzo otwarta, ale bezpieczniej czuje się, kiedy jest na moich rękach lub
jestem po prostu blisko. Akceptuje wszystkich i wszystko, ale kiedy poczuje
potrzebę pobycia przy mamie, nic innego się nie liczy. To wszystko będzie się
zmieniało – u każdej (…)
Wszystkie jak na razie bardzo dobrze znosimy to mamine
sobotnie spa. Nikt nie dobija się do drzwi łazienki, nie wybiegam spod
prysznica, gdy tylko usłyszę płacz (nawet dłuższy). To chyba właśnie ta
harmonia, której potrzebujemy.
Szum wody cichnie, lśnię od balsamów jak kurczak natarty
olejem tuż przed zamknięciem w nagrzanym piekarniku, wentylacja wyciąga
przyjemną wilgoć pary wodnej, a ja już wrzucam ubrania do pralki, zamykam z
trzaskiem drzwiczki, proszek, płyn do płukania, temperatura, włączam (…)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz