Trudno jest
mi się jednoznacznie ustosunkować do tego artykułu. Nie posunę się do uogólnień.
Wśród moich znajomych bardzo niewiele mam narzeka. Nie mam tu na myśli opowiadania
o trudnościach, problemach, a właśnie takiej tendencji do robienia z siebie
pokrzywdzonej i nieszczęśliwej, wręcz tragicznej postaci.
Mam
natomiast (na podstawie własnego doświadczenia) zupełnie inne spostrzeżenia. Od
momentu, gdy zaszłam po raz drugi w ciążę i dowiedziała się o tym reszta świata
(albo od nas oficjalnie, albo po rosnącym brzuszku) często spotykaliśmy się z
bardzo dziwnymi (dla mnie niezrozumiałymi) reakcjami. W 95% słowa te wypływały
od ludzi starszych lub w średnim wieku, a nie od naszych rówieśników (którzy w
dużej części są już rodzicami). Słyszeliśmy między innymi, że teraz będzie nam
tak ciężko, że z dwójką będzie dużo trudniej, że nie wiedzą, jak sobie
poradzimy. Było to trochę przykre, bo spodziewaliśmy się, że poinformowani będą
cieszyli się razem z nami, a nie umartwiali się i współczuli.
Zastanawia
mnie, skąd bierze się taka postawa. Czy ludzie uważają, że nie jesteśmy
wystarczająco zaradni, czy martwią się po prostu o naszą wygodę (paranoja!)? Już
męczy mnie ciągłe przekonywanie: jesteśmy szczęśliwi, radzimy sobie, chcemy
mieć więcej dzieci, nie są one dla nas problemem (!).
Kiedy
studiowałam też bywało ciężko (zwłaszcza po imprezach na porannych zajęciach),
gdy pracowałam, też bywałam bardzo zmęczona, gdybym nie miała dzieci pewnie i
tak nie wiodłabym życia pozbawionego problemów, wyzwań, trudnych okresów. W
takim razie nie widzę związku, nie rozumiem, dlaczego kobiety (bo w sumie tylko
one tak się zachowują) patrzą na mnie tym zbolałym wzrokiem i wzdychają „ojej,
a Pani z dwójką i to rok po roku; musi być ciężko”.
Kiedyś
przyszła jedna z jakimś listem urzędowym, gdy otworzyłam drzwi z Nastusią na
rękach, a Gabrysią stojącą obok mnie, prawie odskoczyła. Powiedziała, że wie
doskonale, jaką mam mordęgę, bo z jej pięcioletnią wnuczką nie da się po prostu
wytrzymać. Nie dyskutowałam z nią, podziękowałam za doręczoną korespondencję i
zamknęłam drzwi.
Czy tak
wiele osób nie lubi dzieci? Sama już nie wiem, co o tym myśleć.