Gdyby ktoś w tej chwili zabrał mi kalendarz, chyba nie
wiedziałabym, jak się nazywam. Powstałby chaos, a z niego i tak wyłoniłby się
kolejny notatnik z ewidencją dni. Ambitniej używać go zaczęłam na początku
ciąży z Gabrysią – przy jego pomocy układałam sobie powoli „świat”, ujarzmiałam
czas. W tej chwili jest on jak moja druga ręka albo nawet fragment półkuli
mózgowej (tej odpowiedzialnej za pamięć). Mam wiele na głowie, ale wolę sobie
jej nie zaprzątać i nie obciążać, więc większość rzeczy po prostu zapisuję, a
powstałe przez to wolne miejsce w umyśle zapełniam rejestracją chwil spędzonych
z rodziną i takimi tam.
Kalendarz leży zawsze w widocznym miejscu, jeżeli nagle coś
sobie przypomnę lub uświadomię, zapisuję to od razu, bo wiem, że w przeciwnym
wypadku umknie mi.
„kupić olej – zgłosić coś w urzędzie – zapytać Dawida o … -
odwiedzić babcię – zarejestrować się do lekarza – powiedzieć mężowi, jak bardzo
go kocham (…) J”
Każda strona jest przypisana jednej dobie i każda praktycznie
jest zapisana – nie ma dni bez jakiegoś zadania. Piszę hasła od myślników,
tworzę piękny rządek, a czasami stroję go wpisami „po skosie, do góry nogami
lub pionowo”. Staram się codziennie (nie zawsze się to udaje i robię to po
prostu co jakiś czas) siadać z kalendarzem i robić podsumowanie. Skreślam wszystko
po kolei z danej strony i jeżeli nie jest to aktualnie, po prostu do tego nie
wracam, jeśli jest, przepisuję to do aktualnego dnia. Następnie zdecydowaną
kreską „po przekątnej” zamykam przeszłość.
Podziwiam niektórych za ich wrodzone zorganizowanie i
umiejętność układania sobie wszystkiego
głowie. Ja niestety nie należę do tych szczęśliwców. Muszę mieć wiele na
papierze. Plany na nim opracowane są dla mnie możliwe do zrealizowania – bo
wiem, że nic nie ucieknie, nie zawieruszy się w mojej wadliwej pamięci. Rzeczy
i spraw do rejestracji w niej jest naprawdę wiele, więcej niż by się mogło
wydawać.
Lubię mieć kontrolę nad niektórymi sferami życia. Daje mi
satysfakcję świadomość, że „kręci się płynnie” właśnie dzięki jej sprawowaniu.
Jestem wtedy spokojniejsza. Ja i mój kalendarz – jesteśmy jak Agnieszka i
Błasiak, dla znajomych Aga (i dzięki niemu jej jest właśnie najwięcej).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz