Jestem złą matką.
Presja otoczenia i ciągłe pytanie o powód „niewłaściwego” (bo
przecież takie nie powinno być) zachowania niemowlaka potęgują poczucie winy
kobiety i budują przeświadczenie o tym, że nie nadaje się ona do roli mamy. Jak
to możliwe, że ta, która nosiła 9 miesięcy w łonie nowe życie, jest z nim związana
od pierwszego momentu, nie wie dlaczego? Nie rozpoznaje potrzeb swojego
dziecka? Oczywiście każda z nas jest inna, nie na każdą ma to taki wpływ, ale
akurat w mojej pamięci pytanie „dlaczego ona płacze?” zapisane jest
wielokrotnie pogrubioną czcionką. Z czasem przestałam na nie reagować, ale mimo
wszystko nadal odrobinę mnie irytuje. Wiem doskonale, że ludzie robią to
bezwiednie, że jest to wyraz troski o małą istotkę i liczą na to, że właśnie
mama będzie wiedziała najlepiej jak zapewnić jej komfort – wydaje się to
naturalne i myślę, że właśnie tak należy do tego podchodzić. Jednak obiecałam
sobie, że nigdy w życiu nie zadam tego pytania żadnej mamie, gdy jej dziecko
będzie płakało.
To jest kolka. Ona jest
głodna.
Nigdy nie usłyszałam diagnozy „ona chce, żebyś wzięła ją na
ręce i przytuliła, potrzebuje Twojej bliskości”, a uważam, że bardzo często
właśnie o to chodzi(ło) moim dziewczynom: o chwilę spokoju, wtulenia w mamę,
mojego zapachu i szeptania do uszka, nawet jeśli któraś szukała piersi (a nie
wydawało się, że może być głodna albo spragniona) – pragnęła poczucia
bezpieczeństwa i ciepła. Zastanawia mnie, dlaczego niemowlaki często są
traktowane instrumentalnie – mokra pielucha, głód, kolka, a jeśli nie, to z
pewnością jakaś inna dolegliwość fizyczna. Według mnie już noworodek ma
potrzeby emocjonalne. Owszem, takie maleństwa są często głodne, przeszkadza im
pełna pieluszka, mają problemy z układem pokarmowym, ale nie można ograniczać
rozumienia ich do weryfikacji tych trzech haseł.
Komunikowanie się ze
światem.
Niemowlę nie potrafi mówić, ale to nie znaczy, że nie ma nic
do powiedzenia.
Wyrazić jest to w stanie przede
wszystkim i głównie płaczem. Jeżeli wsłuchamy się dokładnie i będziemy
obserwować naszą pociechę uważnie, dostrzeżemy, że brzmi on różnie. Nastusia
skończyła niedawno pięć miesięcy i coraz wyraźniej kształtuje się u niej ta
umiejętność modyfikowania dźwięków –
często wiem, że czegoś chce, że jest zmęczona, głodna, że mnie woła, bo
po prostu chce mnie mieć w zasięgu wzroku. Do tego dochodzi już mimika twarzy,
która również wiele mówi.
Pozwalam swoim dzieciom wyrażać swoje emocje, „mówić” o
swoich potrzebach. Staram się nie zatykać im wtedy ust smoczkiem – nawet
dorosłemu byłoby ciężko cokolwiek powiedzieć, gdyby ktoś nachalnie wsuwał mu do
ust ten przedmiot (adekwatnej do rozmiarów jego jamy ustnej wielkości). Używam
go wtedy, kiedy go potrzebują i akceptują. Myślę, że w ten sposób pokazuję im,
że je szanuję.
Lubię „rozmawiać” ze swoimi córeczkami i słuchać tego, co one mają mi do „powiedzenia”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz