wtorek, 19 marca 2013

Perfekcyjna Pani Domu?


Jeszcze do niedawna (dopóki Nastusia nie skończyła 3 miesięcy) miałam wygląd mieszkania pod kontrolą. Byłam z siebie bardzo dumna, że jestem w stanie zapanować nad nim, zajmować się dwójką dzieci, zadbać o siebie i od czasu do czasu upiec nawet jakieś ciasto. Taka byłam poukładana, idealnie zorganizowana. Rozkładałam sobie prace na części – kiedy tylko miałam chwilę – sprzątałam, a przede wszystkim ogarniałam zabawki porozrzucane przez Gabrysię. Lubię, kiedy jest czysto. Czuję się dobrze w mieszkaniu, w którym wytarte są kurze z góry mebli, żyrandoli, regularnie zamiata się i myje podłogę pod kanapami, układa w szafkach.

Dlatego na początku trudno było mi się pogodzić z faktem, że wszystko się zmienia i mimo najszczerszych chęci nie umiem zapanować nad bałaganem (dla złagodzenia wydźwięku tego słowa można go zamienić na efekty eksploatacji domu). Wszystko zaczęło wymykać mi się z rąk. Nie umiałam znaleźć żadnego rozwiązania. 39m² to przestrzeń, na której wystarczy kilka ruchów, by wprowadzić poczucie nieładu. Nie można na niej także wykonać zbyt wielu czynności, by nie zakłócić spokoju pozostałych domowników – dlatego gruntowniejsze porządki podczas drzemki dziewczyn albo wstawanie o świcie nie miały sensu.

Trochę się z tym męczyłam. Starałam się jednak wyrabiać, żeby było jak dawnej. Kiedy była z nami jeszcze tylko Gabrysia także miałam takie trudne okresy. Córeczka coraz więcej umiała, potrzebowała coraz więcej uwagi (…). Myślałam, że tym razem też tak będzie. Owszem, udało mi się na pewien czas osiągnąć sukces. Tik, tak, tik, tak … każde tyknięcie wskazówki zegara odmierzało mój poziom satysfakcji. Okazało się jednak, że tych tik-taków mniej jest dla moich córeczek i dla ich poziomu zadowolenia z racji spędzania czasu z mamą. Musiałam dokonać wyboru  - oczywistego.

We wszystkich poradnikowych gazetach o byciu rodzicem, o byciu dzieckiem itd. sugerowane jest ograniczenie ilości prac domowych właśnie na rzecz  wypoczynku i opieki nad potomstwem. Tylko co to znaczy „ograniczenie”, skoro wszystko wydaje się konieczne do wykonania? Przecież mogę być super mamą i perfekcyjną panią domu równocześnie – to tylko kwestia motywacji i pracowitości.

Ja zdecydowałam się tylko na przydomek „super mama” (zgodnie z sugestiami wszelkich poradników). Kiedy ustaliłam sobie priorytety, przestał mnie dręczyć nieład. Ogarniam rano, ogarniam wieczorem, gruntowniej sprzątam raz w tygodniu (w piątek albo jeśli nie zdołam, w sobotę). Jeżeli nie spodziewamy się gości, nie ruszam w ciągu dnia zabawek Gabrysi (chyba że stanowią one zagrożenie – na przykład mała piłka leżąca na środku pokoju, samochodzik, na którym można się „przejechać”). Poza tym ona ma własną koncepcję ładu. Myślę, że jest za mała, by wymagać od niej sprzątania po sobie, aczkolwiek wprowadzamy już taką czynność jak „wspólne układanie zabawek”, ale rzadko w niej uczestniczy, czasami w ogóle nie jest zainteresowana. Układa sobie jednak pewne przedmioty według swojego upodobania i widzę, że lubi, gdy pozostają one przez dłuższy czas właśnie w takich pozycjach (dopóki o nich nie zapomni) – nie psuję więc jej tej radości decydowania „o wystroju wnętrza” J.

Zajęło to może trochę czasu, ale stałam się bardziej liberalna w kwestii wyglądu mieszkania. Więcej akceptuję i na więcej przymykam oko. Zaczęłam też sobie za to fundować chwile przyjemności – na przykład wieczory z książką i kubkiem dobrej herbaty (kiedy dziewczyny już śpią), nawet gdy nie wszystko jest na swoim miejscu. Szkoda życia na permanentne sprzątanie. Trzeba znaleźć w tej czynności umiar i ja właśnie go odnalazłam. I jest mi z tym bardzo dobrze.

1 komentarz:

  1. Dla mnie porzadek przy 2 dzieci to abstrakcja, codziennie rano mysle co by tu dzisiaj ogarnac, ale sprzatanie gdzie kolwiek wiaze sie z jeszcze wiekszym balaganem niz bylo wczesniej albo dodatkowym sprzataniem, wiec jesli dzieci maja zly dzien to nawet nie siegam po scierke.... choc u mnie jest inna sytuacja dzieci maja swoj pokuj to zabawki i tak chodza po calym domu ...

    OdpowiedzUsuń