środa, 20 marca 2013

Nie wolno.


Ustaliliśmy z mężem zasadę, że jeżeli jedno z nas powie dziecku „nie wolno”, drugie nie podważy tego zdania. Następnie postanowiliśmy, że będziemy wypowiadali te słowa bardzo rozważnie i nie zmieniali zdania (dopóki dziewczyny nie będą potrafiły przedstawić nam jakiś argumentów przeciw niemu i możliwa będzie dyskusja), jak i za każdym razem wytłumaczymy, dlaczego tak właśnie zdecydowaliśmy.

Na początku trudno było wypracować w sobie konsekwencję. Gdy czegoś zabronimy i dziecko zacznie rozpaczać, włącza się współczucie i myśl „a właściwie, dlaczego nie, jeżeli raz pozwolę to nic się nie stanie”. Jednak chcę, żeby moje słowa były dla dziewczyn ważne, żeby wiedziały, że mama wie, co mówi i dlaczego. Trochę czasu zajęła nauka rozsądnego używania tego sformułowania. Bowiem zdarzało się, że „nie wolno” pojawiało się bardziej asekuracyjnie i tak naprawdę nie  było konieczne. A że nie chciałam Gabrysi „mieszkać w głowie”, musiałam później się tego trzymać. Wystarczyło wypracować sobie nawyk „szybkiego zastanowienia się i oceny sytuacji”. Musiałam sama być przekonana, że danej rzeczy, czynności nie powinna brać, robić. Teraz, zanim jej czegoś zabronię, najpierw oceniam, czy tak będzie dla niej i dla innych najlepiej, muszę zapamiętać, czy jest to jakiś stały zakaz (żeby nie robić wyjątków, które mogą być dla niej niejasne) i mam świadomość, że jeżeli go użyję, nie będzie odwrotu. Można dojść do takiej wprawy i uważam, że bardzo ułatwia ona relacje między rodzicem a dzieckiem, bo mamy podstawy dla swoich decyzji, trzymamy się ich wytrwale, dziecko wie, czego może oczekiwać.

Za każdym razem, kiedy zabraniam, muszę wiedzieć, dlaczego to robię. Informuję o tym również dziewczyny. Niekiedy tłumaczenia wydają się banalne, ale i tak myślę, że lepiej, że w ogóle się pojawiają. Bardzo często próbuję stawiać się w sytuacji dziecka – chociaż nie jest to miarodajne i właściwie nie mam pojęcia, jak i co myśli taki maluch, domyślam się tylko. Chcę go traktować poważnie, nie jak małą istotkę, która jest moją własnością i musi podporządkować się moim zasadom. Tłumacząc wszystko córeczkom, właśnie taki szacunek i poważne traktowanie im zapewniam. Nie wiem, czy 19 miesięczna dziewczynka zadaje sobie to pytanie, ale ja, gdybym usłyszała „nie wolno”, zapytałabym „dlaczego? nie wolno mi, bo co? bo masz takie widzimisię?”. Nawet jeżeli nie myśli podobnie i nie stawia sobie tego znaku zapytania, wyjaśnienie powodu pozwala jej zrozumieć więcej.

Kiedy Gabrysia uczyła się przechodzenia przez pasy (już była na tyle szybka, że nie było konieczności przenoszenia jej na rękach, jeszcze nie wprowadziliśmy sygnału „stop”, pracowaliśmy tylko nad tym, że należy podać rękę mamie albo tacie) początki były trudne. Przy pierwszym przejściu zrobiła scenę, zaczęła płakać, wyrywała się, chciała iść tak jak do tej pory „wolno”. Przystanęliśmy i dość długo tłumaczyliśmy jej, dlaczego musi przechodzić trzymając rękę któregoś z nas. Po jakimś czasie uspokoiła się i udało nam się przejść na drugą stronę. Z premedytacją wybraliśmy trasę z dużą ilością pasów do pokonania i przed każdymi stawaliśmy (pamiętam dokładnie, że powtarzaliśmy to w sumie pięć razy, nawet gdy już nie protestowała) i mówiłam dokładnie to samo, co przed pierwszymi, wyjaśniałam, jak niebezpieczne jest to miejsce, czym grozi nieuwaga i dlaczego tak ważne jest, by być pod opieką dorosłej osoby. Na szóstym przejściu nic nie mówiłam, Gabrysia sama wyciągnęła do mnie dłoń. Było to już jakiś czas temu. Teraz na spacerach jeszcze bardzo często opowiadam córeczce o bezpiecznym przechodzeniu przez ulicę, staram się nie używać już zwrotu „nie wolno”, ale dokładnie, krok po kroku mówię o tym, co będziemy robiły.

Myślę, że rozsądne zakazy dają dziecku poczucie bezpieczeństwa i budują autorytet rodzica. Najważniejsza jest konsekwencja, pełna świadomość i przekonanie do tego, co mówi.

Kiedy Moje Małe Kobietki zaczną mówić, wtedy będziemy ewentualnie negocjowały (…) J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz