Autorzy książki „Rozwój psychiczny dziecka do 0 do 10 lat”
(Frances L. Ilg, Louise Bates Ames, Sisney M. Baker) twierdzą, że zachowanie
dziecka jest sinusoidalne. Są okresy, kiedy Malec buntuje się, nie potrafi poradzić sobie z
własnymi emocjami i czas, kiedy trochę się wycisza. Gabrysia dokładnie tak
funkcjonuje.
Około dwa miesiące po narodzinach Nastusi mieliśmy chyba taki
pierwszy (z tych poważniejszych i donośniejszych) etap walki o „ja, mi, moje”.
Trwało to około 3-4 tygodni. Było ciężko. Wcześniej nie bywało
tak ostro, ale dzięki temu zahartowałam się. Teraz w takich sytuacjach reaguję
już automatycznie, nawet jeśli płacz (łagodnie ujęte – to jest wrzask) trwa
długo, nie zmieniam swojej postawy i konsekwentnie trzymam się ustalonego
sposobu działania.
Jakiś tydzień temu Gabriela znowu wypowiedziała wojnę światu.
Teraz jest już na tyle komunikatywna, że łatwiej jest znaleźć przyczynę ataku
złości. Teoretycznie powinno to wszystko ułatwić, ale niestety nie jest tak do
końca, bo nasza córeczka jest bardzo uparta i nie przyjmuje żadnych argumentów
na „nie” wobec jej „chcę”. Jej zaciętość czasami nie wręcz zadziwia.
W sobotę udaliśmy się na spacer. Zaraz po wyjściu z klatki
podążyła w kierunku parkingu, zatrzymała się dopiero przy naszym aucie i głośno
wyraziła chęć przejechania się nim. Odmówiliśmy i nakłoniliśmy ją do dalszego
spaceru. Była bardzo niezadowolona i na każdym kroku to demonstrowała.
Utrudniała nam wszystko jak tylko mogła. Nie obyło się oczywiście bez kilku
teatralnych scen z typu padam na kolana (jeżeli nie ma śniegu, nigdzie się nie
spieszymy lub nie jest to niebezpieczne dla niej miejsce, nie podnoszę jej,
czekam aż sama wstanie). Gdy byliśmy już pod blokiem (w drodze powrotnej),
Gabriela ponownie skierowała się ku parkingowi. Tłumaczenia nic nie dały.
Wróciliśmy do mieszkania na syrenie. Foch trwał do końca dnia. Byłam zdumiona,
że tak długo. Tym bardziej, że następnego, zaraz po wyjściu na zewnątrz nasz
mały uparciuch pobiegł w stronę auta. Już po drodze ustaliliśmy z mężem, że tym
razem spełnimy jej „prośbę” (akurat miałam listy do wysłania). Jej mina, gdy
oddalała się w aucie była nie do opisania. Przejażdżka nie trwała długo, ale wystarczyła.
Gabriela do końca dnia była aniołem.
Dobrze, że chociaż jedna kobieta w tym domu wie, czego chce J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz