Dostaliśmy od kuzynki kolorowe szelki dla dziecka. Nie szelki, które mają podtrzymywać spodnie,
ale takie, które mają chronić Malucha przed niebezpiecznymi sytuacjami, jakie
mogą pojawić się podczas spaceru. Do tej pory nie używałam ich, bo radziłam
sobie z dziewczynami, ale Gabrysia jest już na tyle zwrotna i szybka, że
zdecydowałam się je wypróbować, bo coraz trudniej jest mi kontrolować tę
ciekawą świata osóbkę. W sobotę wybraliśmy się na przechadzkę we czwórkę – tata
prowadził wózek ze śpiącą Nastusią, a ja szłam z Gabrysią i jej „spacerowymi
pasami bezpieczeństwa”.
O ile nasza starsza córeczka przez ulicę bezwarunkowo
przechodzi trzymając któregoś z rodziców za rękę, tak po chodniku woli iść
sama. Irytuje się już nawet, gdy czuje, że jest trzymana na kaptur kurtki.
Szelki okazały się dla tego problemu rewelacyjnym rozwiązaniem. Gabrysia
chodziła sama (z czego była bardzo zadowolona), ja byłam spokojna, że nie
wybiegnie mi nagle na ulicę.
Domyślałam się, że widok dziecka „połączonego” z mamą
kolorowymi paskami będzie dla ludzi dość egzotyczny i może śmieszny. Cóż…
rzeczywiście obrazek ten mógł się kojarzyć jednoznacznie. Znacznie ważniejsze
od opinii innych są dla mnie jednak komfort i bezpieczeństwo mojego dziecka,
więc postanowiłam ignorować dziwne spojrzenia. Nie spodziewałam się jednak
tego, że ludzie będą na tyle odważni i bezczelni, by rzucać komentarze.
Najpierw zaskoczyła nas młoda kasjerka w Rossmanie. Jej uwagi były niestosowne
i bardzo niegrzeczne, ale zachowałam spokój i wytłumaczyłam jej wszystko. Po
wyrazie twarzy wywnioskowałam, że nic z tego nie rozumie (widocznie nie ma
jeszcze dzieci). Odpuściłam – chociaż po emocjach jakie przeżyłam później,
wspominając nieszczęsne zakupy, myślałam sobie, że może trzeba było również tę
dziewczynę potraktować inaczej.
Wyszłam z reklamówkami i zaczęłam pakować je na dolną siatkę
wózka spacerowego. Mijał nas starszy człowiek, który widząc Gabrysię zaczął
szczekać i wołać „chodź piesku do nogi”. Zagotowało się we mnie. Wzięłam kilka
głębokich oddechów, dokończyłam pakowanie zakupów i zostawiając w tyle Gabrysię
z tatą, podążyłam przyspieszonym krokiem za oddalającym się obiektem. Gdy go
dogoniłam, wyraziłam (dość głośno) swoją opinię na temat jego zachowania
(używałam jedynie cenzuralnych słów J).
Cóż za zaściankowość (…)
Nie zrezygnuję z szelek. Zamierzam z nich korzystać, kiedy
tylko będziemy znajdowały się w miejscu, w którym istnieje potencjalne
niebezpieczeństwo dla mojej córeczki. Nie zamierzam też już nikogo gonić ani na
nikogo podnosić głosu. Wymyśliłam cięta ripostę dla złośliwych odzywek. Coś, co
sprawi radość Gabrysi, mi da satysfakcję, a komentatora wprawi w zakłopotanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz