Wiele się zmieniło u nas w ostatnim czasie. Pojawiły się nowe
wyzwania, zostały zdobyte nowe umiejętności. Nie nudzimy się.
Anastazja od jakiegoś czasu wspina się już po wszystkim, po
czym się da wspiąć i przyjmuje pozycję pionową (a jak się przy tym cieszy). Nie
mogłam jej zostawić na sekundę samą, bo nie zawsze jest w stanie utrzymać
równowagę. Drewniane łóżeczko także nie jest bezpieczne dla tego etapu rozwoju
dziecka, więc postanowiłam wykorzystać jego turystyczną odmianę, w której
sypiała Gabrysia. Teraz służy on jako kojec i w momencie, gdy muszę zostawić na
chwilę Nastusię samą, wkładam ją po prostu do niego i nie obawiam się, że zrobi
sobie krzywdę. Nie zdecydowaliśmy się na oryginalny kojec, ponieważ brakuje nam
już powoli miejsca w mieszkaniu i kombinujemy, by dobrze zagospodarować każdy
kąt. W pierwotnych planach łóżeczko Gabrysi miało wracać do jej pokoiku na noc,
ale postanowiłam sprawdzić, czy ta miałaby już może ochotę na spanie w
„prawdziwym” łóżku. Okazało się, że jak najbardziej i daje jej to dużo
satysfakcji. Od kilku dni starsza córeczka jest już „dużą dziewczynką” i widać,
że ten status bardzo jej odpowiada.
Kolejna rewolucja dotyczy spacerów. Tak się cieszyłam, że
zrobiło się cieplej i będę mogła wychodzić na nie dwa razy dziennie. Niestety
wszystko się trochę skomplikowało. Teraz jest w Polsce Mama i
bardzo nam pomaga – między innymi chodzi z nami na spacery , więc mamy chwilę,
by zastanowić się nad tym, jak rozwiązać zaistniały problem.
Nastusia pewnego dnia najzwyczajniej w świecie przekręciła
się w gondoli i próbowała z niej wyjść (jej siostra tego nie robiła). Musiałam
zmienić ją na spacerówkę, która ma pasy, bo poprzedni wózek przestał być
bezpieczny. Wolałabym korzystać z gondoli dłużej, ale niestety nie mogłam. W
nowym pojeździe Anastazji nie korzystam jeszcze z ustawienia „prostego”
siedzenia (choć córeczka już siada, ale jeszcze nie na tyle, by dłużej trzymać
ją w tej pozycji), więc nie jest ona ukontentowana ograniczonym widokiem i
domaga się noszenia na rękach. W tym momencie zaczynają się schody. Nastusia na
rękach, Gabrysia na szelkach, a wózek?
Zastanawiam się, co zrobić. Mama niedługo wyjeżdża. W
żadnym wypadku nie chcę rezygnować z wyjść. Myślałam o nosidełku (z chustą
najprawdopodobniej nie poradzę sobie, bo jednak trzeba poświęcić trochę czasu i
uwagi, by ją zawiązać, a Gabrysia nie będzie miała tyle cierpliwości, by czekać).
Wczoraj odwiedziliśmy kilka sklepów i poprzymierzaliśmy je, ale Nastusia nie czuła się w nich
dobrze, były bardzo zabudowane i wykonane z grubych materiałów (co jest
oczywiste, bo przecież mają być bezpieczne). Chyba z niego jednak zrezygnujemy.
I szukamy kolejnych rozwiązań. Pewnie najlepsze znajdzie się samo, gdy
już po prostu będę musiała wyjść na spacer sama z dziewczynami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz