Te kilka dni spędziłyśmy bardzo przyjemnie. Lubię
wieś i marzę o tym, by wyprowadzić się z miasta. Dziewczyny chyba też wolałyby
zamienić mieszkanie w bloku i spacery po chodnikach wzdłuż ulicy na jakiś mały
wiejski domek i łono natury. Przynajmniej na razie J.
Właściwie zaraz po śniadaniu wychodziłyśmy na
zewnątrz. Tam też jadłyśmy pozostałe posiłki. Śpiew ptaków, szum lasu, kury,
kaczki, psy i masa owadów – od motyli ( także tych z żółtymi skrzydełkami, a
myślałam, że już wyginęły; wieki ich nie widziałam
), po wszelkiego rodzaju muchy, muszki, robaczki ( … ). Trawa, piasek – ten jasny i ten ciemny ( idealny do kurzenia ), cisza ( nie słychać sąsiadów, dzieci biegających pod blokiem, krzyczących matek ). No i wolność – bo niemal wszędzie Gabrysia mogła chodzić sama, Nastusia też poznawała świat z perspektywy „na trawie”.
), po wszelkiego rodzaju muchy, muszki, robaczki ( … ). Trawa, piasek – ten jasny i ten ciemny ( idealny do kurzenia ), cisza ( nie słychać sąsiadów, dzieci biegających pod blokiem, krzyczących matek ). No i wolność – bo niemal wszędzie Gabrysia mogła chodzić sama, Nastusia też poznawała świat z perspektywy „na trawie”.
Kiedy koleżanka ( ta, u której gościłyśmy )
zapytała mnie pod koniec naszego pobytu, czy wypoczęłam, wahałam się
odpowiedzią. Myślałam wtedy, że mimo wszystko ciągle miałam na oku dziewczyny i
już po szesnastej nie pojawiał się Dawid i nie mogłam przestawić czujności na
niższy stopień ( chociaż w razie potrzeby zawsze mogłam liczyć na pomoc ).
Jednak gdy wróciłyśmy do domu dopiero uświadomiłam sobie, że zrelaksowałam się
niesamowicie.
Ten wyjazd ( pierwszy z dwójką dzieci i bez
męża ) naprawdę wiele mi uświadomił i nauczył. Nabrałam więcej pewności siebie
i wiary w swoje umiejętności. Zrozumiałam, że z Gabrysią i Nastusią mogę już
bardzo dużo i we trzy potrafimy sobie świetnie poradzić. Zapałałam miłością do
wyjazdów – już planuję kolejne, może nie jakieś dalekie wyprawy, ale na pewno równie
ekscytujące ( dla nas ), na które jakoś nie zdobywałam się do tej pory. Stałam
się odważniejsza i już nie czuję potrzeby asekurowania się ewentualną pomocą
męża ( co nie oznacza, że go nie potrzebuję J ).
Bardzo dziękujemy koleżance A., jej Mamie i
Malutkiej A. za mile spędzony czas. Pozdrawiam także kolegę M. J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz