wtorek, 23 lipca 2013

O wsi.




Te kilka dni spędziłyśmy bardzo przyjemnie. Lubię wieś i marzę o tym, by wyprowadzić się z miasta. Dziewczyny chyba też wolałyby zamienić mieszkanie w bloku i spacery po chodnikach wzdłuż ulicy na jakiś mały wiejski domek i łono natury. Przynajmniej na razie J.

Właściwie zaraz po śniadaniu wychodziłyśmy na zewnątrz. Tam też jadłyśmy pozostałe posiłki. Śpiew ptaków, szum lasu, kury, kaczki, psy i masa owadów – od motyli ( także tych z żółtymi skrzydełkami, a myślałam, że już wyginęły; wieki ich nie widziałam
), po wszelkiego rodzaju muchy, muszki, robaczki ( … ). Trawa, piasek – ten jasny i ten ciemny ( idealny do kurzenia ), cisza ( nie słychać sąsiadów, dzieci biegających pod blokiem, krzyczących matek ). No i  wolność – bo niemal wszędzie Gabrysia mogła chodzić sama, Nastusia też poznawała świat z perspektywy „na trawie”.

Kiedy koleżanka ( ta, u której gościłyśmy ) zapytała mnie pod koniec naszego pobytu, czy wypoczęłam, wahałam się odpowiedzią. Myślałam wtedy, że mimo wszystko ciągle miałam na oku dziewczyny i już po szesnastej nie pojawiał się Dawid i nie mogłam przestawić czujności na niższy stopień ( chociaż w razie potrzeby zawsze mogłam liczyć na pomoc ). Jednak gdy wróciłyśmy do domu dopiero uświadomiłam sobie, że zrelaksowałam się niesamowicie.

Ten wyjazd ( pierwszy z dwójką dzieci i bez męża ) naprawdę wiele mi uświadomił i nauczył. Nabrałam więcej pewności siebie i wiary w swoje umiejętności. Zrozumiałam, że z Gabrysią i Nastusią mogę już bardzo dużo i we trzy potrafimy sobie świetnie poradzić. Zapałałam miłością do wyjazdów – już planuję kolejne, może nie jakieś dalekie wyprawy, ale na pewno równie ekscytujące ( dla nas ), na które jakoś nie zdobywałam się do tej pory. Stałam się odważniejsza i już nie czuję potrzeby asekurowania się ewentualną pomocą męża ( co nie oznacza, że go nie potrzebuję J ).

Bardzo dziękujemy koleżance A., jej Mamie i Malutkiej A. za mile spędzony czas. Pozdrawiam także kolegę M. J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz