Nastusia dzisiaj nad ranem zaczęła
gorączkować. Obawiam się, że to może być jej pierwsza „trzydniówka”. Do tej
pory nie przeszła żadnej – w przeciwieństwie do starszej siostry, która ma za
sobą kilka. Liczyłam się z tym, że może się w końcu pojawić, tym bardziej, że u
Małej zaczął się okres ząbkowania.
Dzieciom powinno zbijać się temperaturę
dopiero, gdy sięgnie ona 38,5°C. Z Gabrysią chyba tylko jeden albo dwa razy
udało mi się dotrwać do tego momentu. Poza nimi zawsze podawałam lek wcześniej,
choć starałam się, by było to około 38°C. Gabriela potrafiła już przy o kilka
stopni niższej przelewać się przez ręce. Bardzo źle do tej pory znosiła
gorączkowanie. Poza tym najczęściej było tak, że najpierw temperatura rosła
stopniowo, a w pewnym momencie ( właśnie tak około 37,7-37,8°C zaczynała
galopować i obawiałam się, że sobie z nią nie poradzę ). Raz wymknęła nam się
spod kontroli i chociaż wiem, że 40° to nie jest dla małego dziecka jakaś
straszna temperatura, jednak Gabrysia wyglądała wtedy tak przerażająco, że
przez chwilę zaczęłam wątpić i konsultowaliśmy się z lekarzem.
Nastusia lepiej radzi sobie z podwyższoną
ciepłotą ciała ( ale to dopiero jej druga w życiu ). Do 37,5°trochę marudziła i
nie chciała rozstawać się ze mną ani na sekundę ( musiałam ją ciągle trzymać na
rękach ). Przy 38 ° i owszem była rozpalona, ale zachowywała się prawie
normalnie. Jednak właśnie gdy zbliżała się do tej temperatury, zaczęłam ją
mierzyć regularnie i rosła w coraz mniejszych odstępach czasu, więc gdy
termometr wskazał 38,2°, podałam jej lek.
Gorączki dzień pierwszy prawie za nami. Byle
do niedzieli J i oby nie przykleiła się po drodze jakaś
infekcja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz