wtorek, 30 lipca 2013

W kolejce do lekarza.


Zrobiłam to po raz pierwszy. Nigdy nie prosiłam w kolejce do lekarza o przepuszczenie mnie, bo jestem z dwójką dzieci. Zawsze liczę się z tym, że przede mną może być trochę ludzi i staram się tak zorganizować, by ten czas oczekiwania jak najbardziej dziewczynom urozmaicić. Oczywiście zdarzało się, że gdy tylko pojawiłam się w przychodzi, zostawałam wpuszczana poza kolejką i korzystałam z tego, oczywiście będąc wdzięczną. Nigdy jednak tego nie wymagam.

Dzisiaj także wybrałam się na wizytę – tym razem z Gabrysią ( oczywiście w towarzystwie Nastusi ). Do tego lekarza chodzimy od jakiegoś czasu regularnie, więc wiedziałam mniej więcej, czego mogę się spodziewać. Przed nami były dwie osoby plus trzy po badaniach – razem pięć. Przeczekałyśmy i gdy przyszła nasza kolej, nagle okazało się, że po badaniach są jeszcze 4 osoby i dopiero my. Przyznam, że trochę się zdziwiłam i zirytowałam. Nikt nie potrafił mi tego logicznie wytłumaczyć, a myślę, ze gdybym usłyszała jakeś sensowne wyjaśnienie, zrozumiałabym. Dowiedziałam się tylko, że te osoby siedzą od samego rana. Nie mogłam tego zanegować, bo zakodowałam w pamięci tylko tych, którzy zostali mi wskazani na samym początku. Najwidoczniej zostałam wprowadzona w błąd albo te badania trwają bardzo długo.

Może i nie zrobiłabym tego ( choć pewna nie jestem ), gdyby nie jakieś dziwne przeczucie ( pewności nie miałam ), że jedna z tych czterech czekających osób przyszła po mnie i wskazano jej nawet mnie jako ostatnią z kolejki – ale że byłam wtedy zajęta wyciąganiem Nastki z nosidełka, nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Właśnie to wrażenie popchnęło mnie do podjęcia działań, które miały na celu wpłynięcie na „nową kolejkę”. Do tej pory przebywałam trochę dalej – żeby swobodnie zajmować się dziewczynami. Wiedziałam, że Nastka jest już zmęczona i drażliwa, więc o płacz nie będzie trudno. Ludzie bardzo źle znoszą płaczące dzieci. Wsadziłam Małą do spacerówki i podeszłam bliżej. Za chwilę na korytarzu rozległ się TEN DŹWIĘK. Po kilkunastu sekundach zadzwoniłam jeszcze do Męża, by opowiedzieć mu o naszej trudnej sytuacji i wyrazić zwątpienie, czy w ogóle do lekarza się dostaniemy, bo dziewczyny chyba długo nie wytrzymają. Nie skończyłam nawet rozmowy, gdy otrzymałam niemal chóralną propozycję wejścia jako pierwsza.

Byłyśmy tylko na wizycie kontrolnej i od razu poprosiłam lekarza, by zajęła ona jak najmniej czasu, z racji że zostałam przepuszczona. Wydaje mi się, że nie trwała długo. Gdy wyszłyśmy na korytarzu robiło się nerwowo, bo mężczyzna z dzieckiem, który był po nas również wyrażał swoją dezaprobatę, ale w bardziej bezpośredni i agresywny sposób. Ewakuowałyśmy się więc stamtąd jak najszybciej.  Tym sposobem udało nam się wrócić do domu na drugie śniadanie i drzemkę. Niczego nie musiałam przesuwać.

Chciałabym bardzo podziękować: osobom, które dzisiaj pozwoliły nam wejść poza kolejką, osobom, które któregoś dnia również nas przepuściły, gdy tylko pojawiłyśmy się w przychodzi a przed nami było ze dwadzieścia osób – wystarczyło, że zapytałam, kto ostatni i od razu zaproponowano mi wejście do gabinetu, Pani, która pomogła mi wynieść spacerówkę z autobusu, ludziom, którzy przepuścili mnie w kolejce w markecie, gdy byłam w dziewiątym miesiącu ciąży z Gabrysią, nawet niektórzy grozili, że jeśli komuś to nie odpowiada, wezwą ochronę, a klientowi, który wypakował zakupy na taśmę, pomagali je wkładać z powrotem do koszyka i nie było żadnego „ale” a moje tłumaczenia, że czuję się świetnie i że przecież mogłam iść do kasy z pierwszeństwem albo usiąść na ławeczce, a mąż stałby sam, nic nie dały ( … ).

 Takie sytuacje są naprawdę miłe, a ludzie są po prostu z natury dobrzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz