Wymierzam je, bo mam władzę i siłę, czy może tylko tak mi się
wydaje (…)
W dzieciństwie otrzymałam kilka „wychowawczych uderzeń”. Nie
mam z tego powodu żadnych traumatycznych wspomnień, żalu do rodziców, nie
krytykuję ich za to. Jednak wtedy nie było ogólnej negacji takiego zachowania,
nie było „super-niani”, tysiąca podręczników o wychowaniu, dostępu do
Internetu. Klapsy mieściły się wtedy po prostu w standardzie „kształcenia
młodego człowieka”. Nie były czymś złym.
Nie wiem, jaki wpływ na moją postawę wobec takiego sposobu karcenia
ma właśnie obecny pogląd społeczny, a na ile jest to po prostu wewnętrzny
instynkt, który mówi mi, że nie powinnam używać przemocy wobec słabszych ode
mnie – tym bardziej, że są to moje dzieci, które kocham nad życie. Nigdy nie
podniosłam i nie zamierzam podnieść na nie ręki.
Niedawno byłam świadkiem dwóch nieprzyjemnych sytuacji.
Ojciec wracał z synkiem (może 2-3 letnim) z zakupów do auta. Kazał mu poczekać
i sam zaczął szukać kluczyków. W tym czasie dziecko zakradło się z tyłu auta i
kiedy wystraszony mężczyzna zaczął go szukać, wyskoczyło z kryjówki i zaśmiało się. Chciało
po prostu zrobić tacie psikusa. Jednak ten nie podzielił poczucia humoru synka,
chwycił go mocno za ramię, przyciągnął do siebie i wymierzył kilka mocnych
klapsów. Rozumiem zdenerwowanie rodzica – Maluch oddalił się i mógł się znaleźć
w niebezpieczeństwie, ale miałam wrażenie, że to bicie jest objawem problemu,
jaki ma ten „dorosły”. Z punktu widzenia chłopczyka nie wyciągnęłam z tej
sytuacji żadnego wniosku, a raczej zupełne poczucie zdezorientowania (bo
przecież to miał być żart). Co z tego, że mały został skarcony, skoro nie
rozumiał pewnie do końca za co (biciu nie towarzyszyło żadne tłumaczenie).
Może kiedyś ojcu odda.
Druga sytuacja również miała miejsce przy sklepie. Babcia
podjechała spacerówką. Wyciągnęła z niej dziewczynkę, a ta automatycznie
zrobiła kilka kroków w kierunku drzwi. Starsza kobieta nie zdążyła się jeszcze
zorganizować i gdy kątem oka zobaczyła, że jej podopieczna oddala się (okazało
się bowiem, że nie jest jasnowidzem i nie wie, że ma czekać, skoro nikt jej o
tym nie poinformował), chwyciła ją nerwowo za kaptur i szarpnęła, przyciągając
ku sobie. Nieszczęśliwie kaptur był zapięty na zamek, który rozpiął się, kawałek
materiału został w dłoni babci a biedna wnusia straciła równowagę i upadła na
ziemię. Co zrobiła kochana mama mamy? Podniosła ją i uderzyła parę razy w
pośladki. (???????) To zakrawało na jakieś szaleństwo. Brak komentarza.
Może kiedyś, gdy babcia nie będzie już tak mobilna, wnuczkę
na tyle zirytuje jej powolny sposób poruszania się, że po prostu ją popchnie, a
ta się przewróci.
Z pewnością przemocą nigdy nie zbudujemy sobie autorytetu ani
szacunku. W większości przypadków nie oceniamy nawet sytuacji, w której
dopuszczamy się jej. Działamy spontanicznie i tak naprawdę bezmyślnie. Mamy
poważny problem, skoro nie umiemy postąpić inaczej. I to nie dziecko jest WINNE,
tylko dorosły.
klapsy
wymierzam je, bo jestem głupi i bezsilny, a tylko wydaje mi
się, że jest inaczej (…)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz