piątek, 29 marca 2013

Klapsy


Wymierzam je, bo mam władzę i siłę, czy może tylko tak mi się  wydaje (…)

W dzieciństwie otrzymałam kilka „wychowawczych uderzeń”. Nie mam z tego powodu żadnych traumatycznych wspomnień, żalu do rodziców, nie krytykuję ich za to. Jednak wtedy nie było ogólnej negacji takiego zachowania, nie było „super-niani”, tysiąca podręczników o wychowaniu, dostępu do Internetu. Klapsy mieściły się wtedy po prostu w standardzie „kształcenia młodego człowieka”. Nie były czymś złym.

Nie wiem, jaki wpływ na moją postawę wobec takiego sposobu karcenia ma właśnie obecny pogląd społeczny, a na ile jest to po prostu wewnętrzny instynkt, który mówi mi, że nie powinnam używać przemocy wobec słabszych ode mnie – tym bardziej, że są to moje dzieci, które kocham nad życie. Nigdy nie podniosłam i nie zamierzam podnieść na nie ręki.

Niedawno byłam świadkiem dwóch nieprzyjemnych sytuacji. Ojciec wracał z synkiem (może 2-3 letnim) z zakupów do auta. Kazał mu poczekać i sam zaczął szukać kluczyków. W tym czasie dziecko zakradło się z tyłu auta i kiedy wystraszony mężczyzna zaczął go szukać,  wyskoczyło z kryjówki i zaśmiało się. Chciało po prostu zrobić tacie psikusa. Jednak ten nie podzielił poczucia humoru synka, chwycił go mocno za ramię, przyciągnął do siebie i wymierzył kilka mocnych klapsów. Rozumiem zdenerwowanie rodzica – Maluch oddalił się i mógł się znaleźć w niebezpieczeństwie, ale miałam wrażenie, że to bicie jest objawem problemu, jaki ma ten „dorosły”. Z punktu widzenia chłopczyka nie wyciągnęłam z tej sytuacji żadnego wniosku, a raczej zupełne poczucie zdezorientowania (bo przecież to miał być żart). Co z tego, że mały został skarcony, skoro nie rozumiał pewnie do końca za co (biciu nie towarzyszyło żadne tłumaczenie).

Może kiedyś ojcu odda.

Druga sytuacja również miała miejsce przy sklepie. Babcia podjechała spacerówką. Wyciągnęła z niej dziewczynkę, a ta automatycznie zrobiła kilka kroków w kierunku drzwi. Starsza kobieta nie zdążyła się jeszcze zorganizować i gdy kątem oka zobaczyła, że jej podopieczna oddala się (okazało się bowiem, że nie jest jasnowidzem i nie wie, że ma czekać, skoro nikt jej o tym nie poinformował), chwyciła ją nerwowo za kaptur i szarpnęła, przyciągając ku sobie. Nieszczęśliwie kaptur był zapięty na zamek, który rozpiął się, kawałek materiału został w dłoni babci a biedna wnusia straciła równowagę i upadła na ziemię. Co zrobiła kochana mama mamy? Podniosła ją i uderzyła parę razy w pośladki. (???????) To zakrawało na jakieś szaleństwo. Brak komentarza.

Może kiedyś, gdy babcia nie będzie już tak mobilna, wnuczkę na tyle zirytuje jej powolny sposób poruszania się, że po prostu ją popchnie, a ta się przewróci.

Z pewnością przemocą nigdy nie zbudujemy sobie autorytetu ani szacunku. W większości przypadków nie oceniamy nawet sytuacji, w której dopuszczamy się jej. Działamy spontanicznie i tak naprawdę bezmyślnie. Mamy poważny problem, skoro nie umiemy postąpić inaczej. I to nie dziecko jest WINNE, tylko dorosły.

klapsy

wymierzam je, bo jestem głupi i bezsilny, a tylko wydaje mi się, że jest inaczej (…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz