Czasami bywa tak, że mi się najzwyczajniej w świecie nie
chce. Czasami bywa tak, że jestem najzwyczajniej w świecie zmęczona. Czasami
bywa tak, że robię niewiele, tyle ile jest konieczne (…)
W piątek obudziłam się z tą samą nadzieją, którą trzymałam w
sobie od początku marca: „wiosennie, wiosennie”. Gdy wyjrzałam przez okno, coś
we mnie pękło, spadło na ziemię i rozleciało się na tysiące kawałków. Za oknem
padał śnieg i to nie jakoś niewinnie i nieśmiało. Sypało, że „aby to szlag
trafił”. Wiedziałam, że trudno będzie mi znaleźć w sobie tyle entuzjazmu, by
efektywnie spędzić ten dzień. Cały przechodziłam w szlafroku, sprzątanie
odwlekałam z godziny na godzinę, aż zmobilizowałam się po osiemnastej (do
ogarnięcia jedynie), zrezygnowałam ze spaceru z dziewczynami (czas przeznaczony
na wyjście przesiedziałyśmy w małym namiocie rozstawionym w pokoju; czytałyśmy,
rysowałyśmy, plotkowałyśmy i takie tam). Nawet obiad gotował Tata, który
wcześniej wrócił z pracy. W trakcie tego zrzędliwa żona atakowała go pretensjami
typu o wszystko i do wszystkich. Ten piątek był wręcz nie do zniesienia.
W sobotę postanowiłam wziąć się w garść. Ze szlafrokiem
jednak trudno było mi się rozstać. Gdybym tylko mogła, spędziłabym dobę pod kołdrą
z książką i kubkiem gorącej cynamonowej herbaty. Nadal te małe, białe (…)
leciały z nieba – jak opętane jakieś. Zebrałam się w sobie i wyszłam z Gabrysią
i Nastusią na zewnątrz. Prawie sześć stopni na plusie zapowiadało mimo wszystko
przyjemniejsze doznania. Jakże się rozczarowałyśmy. Zimno, wilgotno, ponuro, a
świergot ptaków brzmiał jak krzyki rozpaczy. W takich warunkach trudno
naładować akumulatory, nie ma z czego czerpać energii. Wróciłyśmy do domu
mokre, zmarznięte i niezadowolone (ja i Gabrysia, bo Nastusia była
ukontentowana - nie ma to jak drzemka na świeżym powietrzu pod kołderką w
przytulnej gondoli).
W niedzielę rano również nie zobaczyłam słońca, termometr
wskazywał zaledwie +2°C, ciężkie, szare chmury groziły „zimowymi”
opadami. Zmiotłam z podłogi tę moją rozbitą na tysiące kawałków nadzieję i
wyrzuciłam do kosza. Już „nie żebym czekała”, kiedyś po prostu będzie cieplej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz