Dawid prowadził je od lat (nawet gdy nie byliśmy jeszcze
razem) – mi pieniądze wtedy jeszcze „przemykały przez palce” (nie żebym była
rozrzutna, ale rozeznanie w tym ile wydałam, miałam na podstawie prostego
wyliczenia dochód minus obecny stan konta i portfela). Ponad rok temu przejęłam
pałeczkę - to ja zajmuję się prowadzeniem rachunków i planowaniem miesięcznych
budżetów. Trochę zmodyfikowałam rozwiązania mojego męża, a właściwie stworzyłam
własne tabele w Excelu, by widzieć to, co chcę i jak chcę, zdobywać informacje,
które są dla mnie najważniejsze.
Obecnie moja ewidencja wydatków wygląda następująco:
- dla każdego miesiąca tworzę nowy arkusz kalkulacyjny
(kopiuję z poprzedniego i usuwam zawartość); mam osobną zakładkę zatytułowaną
„zbiorcze”, w której mogę zobaczyć wyraźnie jak zmieniają się wydatki, w którym
miesiącu na co i ile poszło pieniędzy;
- mam jedenaście tematycznych kolumn: spożywcze, chemia, dom,
leki – lekarze, Agnieszka, Dawid, Gabrysia i Anastazja, auto – paliwo, opłaty,
inne, niekonieczne; każda z nich ma formułę sumowania;
- także dochody stałe i dodatkowe (których nie wliczam do
ogólnych, tylko od razu traktuję jako oszczędności); informacje o tym, ile już
wydaliśmy, ile zostało;
- zbieram wszystkie paragony (jeżeli z jakiegoś powodu
któregoś nie otrzymuję – zapisuję w
kalendarzu kwotę, by o niej nie zapomnieć); co kilka dni uaktualniam dane w
tabeli;
- na początku miesiąca planuję budżet – na podstawie dochodu
i średnich kwot wydanych w jedenastu kategoriach określam, ile maksymalnie powinniśmy
wydać na każdą z nich;
Takie kontrolowanie wydatków bardzo wiele mnie nauczyło.
Przede wszystkim dyscypliny i metodyki „upłynniania środków finansowych”.
Zmobilizowało do szukania oszczędności. Uświadomiło jak łatwo jest wydać
bezmyślnie pieniądze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz