poniedziałek, 11 marca 2013


Z dwójką łatwiej (…)

Kiedy decydowaliśmy się na drugie dziecko, nie myśleliśmy o tym, że będzie ciężko, w ogóle nie braliśmy tego pod uwagę. Może dlatego, że z Gabrysią nie było nam jakoś szczególnie „uciążliwie”. Jednak rodzina i znajomy byli w większości przypadków przerażeni: „jak sobie poradzicie z dwójką?”. Takie podejście do tematu rodziło w wielu również przekonanie, że nie jest możliwym, by Anastazja była planowana, bo tylko szaleńcy mogliby podjąć się takiego wyzwania, jakim jest opieka nad dwójką małych dzieci.

Co dziwne – nawet babcie, które potomstwa wychowały więcej niż to się obecnie przeciętnie praktykuje –  ciągle zadawały nam to pytanie i stwierdzały, że będzie nam trudno. Nie wiem, czy nie wierzyły w nasze umiejętności, czy przystosowały się do ogólnego wizerunku obecnej rodziny „dwa plus jeden – ewentualnie za x lat plus jeden” i uważały, że teraz w takiej normie jest najbezpieczniej i najwygodniej. Takie podejście jakkolwiek było zastanawiające – więc naszą ripostą było stwierdzenie, że przecież owa babcia wychowała piątkę dzieci – nie korzystała z pralki automatycznej, nie miała pampersów, słoiczków, auta, by podjechać do sklepu i zrobić większe zakupy itd. – czy sobie poradziła? Oczywiście. Czy żałuje, że zdecydowała się na taką liczbę dzieci? Nie. Czy wspomina okres opieki nad nimi jako traumę? Ależ skąd, pamięta w większości te miłe chwile.

Tłumaczyłam sobie to ich stanowisko jako troskę o nasz komfort.

Kiedy jeszcze Nastusia była w moim brzuchu ( zwyczajowo używa się zdrobnienia „brzuszku”, ale u mnie to był mimo wszystko „brzuch”, choć nie ma to wydźwięku pejoratywnego ) wybrałam się na jedną z wizyt do fryzjera i poznałam tam kobietę, która miała właśnie dwie dziewczynki ( o takiej samej różnicy wieku jak u nas). Miały one już między 4-5 lat i od kilku miesięcy cieszyły się obecnością w ich rodzinie braciszka. Usłyszałam wtedy od tej Mamy trójki dzieci, że z dwójką jest zdecydowanie łatwiej, niż z jednym dzieckiem… a z trójką to już w ogóle jest niesamowicie. Wtedy jeszcze uznałam ten paradoks za wyraz uczuć rodzicielskich.

Ale niebawem w naszej rodzinie pojawiła się właśnie Anastazja…

Najtrudniejsze (bo jednak w chwilowej niewiadomej – jak to będzie i co teraz mamy zrobić?) było te kilka godzin po powrocie ze szpitala. Kolejne ruszyły już tę maszynę zorganizowania (którą tworzyliśmy sobie przez 14 miesięcy – do kiedy była z nami Gabrysia) i wszystko zaczęło się kręcić – w równym rytmie, swoim tempie, tak naturalnie i swobodnie, jakby nic się nie zmieniło.

Rzeczywiście jestem w stanie teraz potwierdzić słowa kobiety spotkanej u fryzjera, że z dwójką dzieci jest łatwiej. Potrafię zrozumieć niedowierzanie osób, które posiadają jedno dziecko. Najważniejsza w tym wszystkim jest organizacja – której mimowolnie można się nauczyć przy pierwszym maleństwie. Ona rozwiązuje większość problemów i bardzo ułatwia funkcjonowanie rodziny. Nadal ma się do czynienia z nocami bez snu, płaczem, którego przyczynę trudno jest najczęściej zidentyfikować, złym samopoczuciem i rozdrażnieniem dzieci, problemami z jedzeniem, kupkami (…)

Że niby podwójne problemy? Nie do końca. Dzieci są na różnych etapach rozwoju, mają inne oczekiwania, inne potrzeby, inaczej się zachowują. Wchodzą między sobą w interakcje, a obserwowanie tego jest czymś niesamowitym. Każdy z nas jest inny – każdy umie, czuje, rozumie co innego/inaczej. Tworzymy teraz czteroosobową rodzinę. I w tym gronie czujemy się najlepiej.

Czy łatwiej, czy trudniej… i tak za naście lat będziemy pamiętali tylko te piękne chwile.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz