Z dwójką łatwiej (…)
Kiedy decydowaliśmy się na drugie dziecko, nie myśleliśmy o
tym, że będzie ciężko, w ogóle nie braliśmy tego pod uwagę. Może dlatego, że z
Gabrysią nie było nam jakoś szczególnie „uciążliwie”. Jednak rodzina i znajomy
byli w większości przypadków przerażeni: „jak sobie poradzicie z dwójką?”.
Takie podejście do tematu rodziło w wielu również przekonanie, że nie jest
możliwym, by Anastazja była planowana, bo tylko szaleńcy mogliby podjąć się
takiego wyzwania, jakim jest opieka nad dwójką małych dzieci.
Co dziwne – nawet babcie, które potomstwa wychowały więcej
niż to się obecnie przeciętnie praktykuje – ciągle zadawały nam to pytanie i stwierdzały,
że będzie nam trudno. Nie wiem, czy nie wierzyły w nasze umiejętności, czy
przystosowały się do ogólnego wizerunku obecnej rodziny „dwa plus jeden –
ewentualnie za x lat plus jeden” i uważały, że teraz w takiej normie jest
najbezpieczniej i najwygodniej. Takie podejście jakkolwiek było zastanawiające –
więc naszą ripostą było stwierdzenie, że przecież owa babcia wychowała piątkę
dzieci – nie korzystała z pralki automatycznej, nie miała pampersów, słoiczków,
auta, by podjechać do sklepu i zrobić większe zakupy itd. – czy sobie
poradziła? Oczywiście. Czy żałuje, że zdecydowała się na taką liczbę dzieci?
Nie. Czy wspomina okres opieki nad nimi jako traumę? Ależ skąd, pamięta w
większości te miłe chwile.
Tłumaczyłam sobie to ich stanowisko jako troskę o nasz
komfort.
Kiedy jeszcze Nastusia była w moim brzuchu ( zwyczajowo używa
się zdrobnienia „brzuszku”, ale u mnie to był mimo wszystko „brzuch”, choć nie
ma to wydźwięku pejoratywnego ) wybrałam się na jedną z wizyt do fryzjera i
poznałam tam kobietę, która miała właśnie dwie dziewczynki ( o takiej samej
różnicy wieku jak u nas). Miały one już między 4-5 lat i od kilku miesięcy
cieszyły się obecnością w ich rodzinie braciszka. Usłyszałam wtedy od tej Mamy
trójki dzieci, że z dwójką jest zdecydowanie łatwiej, niż z jednym dzieckiem… a
z trójką to już w ogóle jest niesamowicie. Wtedy jeszcze uznałam ten paradoks
za wyraz uczuć rodzicielskich.
Ale niebawem w naszej rodzinie pojawiła się właśnie Anastazja…
Najtrudniejsze (bo jednak w chwilowej niewiadomej – jak to
będzie i co teraz mamy zrobić?) było te kilka godzin po powrocie ze szpitala. Kolejne
ruszyły już tę maszynę zorganizowania (którą tworzyliśmy sobie przez 14
miesięcy – do kiedy była z nami Gabrysia) i wszystko zaczęło się kręcić – w równym
rytmie, swoim tempie, tak naturalnie i swobodnie, jakby nic się nie zmieniło.
Rzeczywiście jestem w stanie teraz potwierdzić słowa kobiety
spotkanej u fryzjera, że z dwójką dzieci jest łatwiej. Potrafię zrozumieć
niedowierzanie osób, które posiadają jedno dziecko. Najważniejsza w tym
wszystkim jest organizacja – której mimowolnie można się nauczyć przy pierwszym
maleństwie. Ona rozwiązuje większość problemów i bardzo ułatwia funkcjonowanie
rodziny. Nadal ma się do czynienia z nocami bez snu, płaczem, którego przyczynę
trudno jest najczęściej zidentyfikować, złym samopoczuciem i rozdrażnieniem
dzieci, problemami z jedzeniem, kupkami (…)
Że niby podwójne problemy? Nie do końca. Dzieci są na różnych
etapach rozwoju, mają inne oczekiwania, inne potrzeby, inaczej się zachowują.
Wchodzą między sobą w interakcje, a obserwowanie tego jest czymś niesamowitym.
Każdy z nas jest inny – każdy umie, czuje, rozumie co innego/inaczej. Tworzymy
teraz czteroosobową rodzinę. I w tym gronie czujemy się najlepiej.
Czy łatwiej, czy trudniej… i tak za naście lat będziemy pamiętali
tylko te piękne chwile.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz