Anastazja już w szpitalu (po urodzeniu) sprzeciwiała się
dokarmianiu za pomocą strzykawki lub butelki (co było wskazane, bo traciła za
dużo na wadze). Po powrocie do domu, pojawiały się momenty, gdy również nie
przybierała prawidłowo i lekarz zalecał dołączenie mleka modyfikowanego
(chociaż jednej dawki dziennie), ale okazało się, że nie jest to takie proste.
Problem rozwiązał się dopiero (na to przynajmniej na razie wygląda), gdy
zaczęliśmy rozszerzać Małej dietę.
Po dwóch miesiącach prób poddaliśmy się. Nastusia nie
zaakceptuje butelki ani mleka modyfikowanego. Nie pomogły zmiany smoczków,
producentów mieszanek, karmienie łyżeczką, z kubeczka i niekapka (z tych dwóch
ostatnich i owszem pije, ale jedynie przegotowaną wodę), śpiewanie, skakanie i
odprawianie tajemnych rytuałów nad przygotowanym posiłkiem. Nic nie było w
stanie jej przekonać. Po prostu nie lubi i już.
Lekarz straszył trochę szpitalem, że niewiele przybiera,
chudziutka, drobna, ale wszystkie badania wyszły w normie, dziecko jest
aktywne, energiczne i rozwija się prawidłowo, więc powiedział, że nie ma co
panikować, tak bywa. Ale tej butelki i tego mleka nie tknie.
Nasza Nastka je już kleiki (na mleku modyfikowanym, ale żeby
je tknęła musimy dodawać do nich owoce, by zmienić ich smak), owoce, warzywa,
mięsko (…). Na razie wszystko toleruje (choć nie powiem, żeby była
łakomczuchem). No i przede wszystkim pierś – zdecydowanie jej ulubiona. Bo
żadna butelka świata jej nie może zastąpić, żaden smoczek nie da tyle ciepła,
czułości, miłości i poczucia bezpieczeństwa.
Czasami myślę, że nasza córeczka żywi się pozytywnymi
emocjami i z nich czerpie tyle siły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz