Wydawało mi się, że funkcjonuję na pełnych obrotach, ale gdy
tylko zrobiło się cieplej, pojawiło się słońce i organizm zaczął czerpać
energię z aury, okazało się, że można jeszcze szybciej i intensywniej. Wręcz
chce się! Więcej przebywać z dziećmi na zewnątrz, zrobić więcej prań w ciągu
dnia, zajrzeć w zakurzone miejsca w mieszkaniu, które skutecznie kamuflowały
cienie zimowych, śniegowych chmur, spotkać z całą rodziną i wszystkimi
znajomymi. To wszystko chciałoby się zrobić już, natychmiast, bezwarunkowo
jednego dnia, jak najwięcej. Tak właśnie podziałała na mnie zmiana pogody.
Wieczorami zasypiam w pół sekundy, czasami już jedynie w
myślach szepnę „kocham cię” do męża i do pierwszego nocnego karmienia
regeneruję się, potem od pierwszego do drugiego, od drugiego do trzeciego (…) –
niestety Anastazja przestawiła się już dawno na tryb czuwania „by mleko nie
zniknęło” i pojedyncze pobudki w ciągu nocy, które się zdarzały, odeszły w
niepamięć. Mimo to rano i tak czuję się jakbym spała co najmniej 8 godzin.
Aczkolwiek dla własnego bezpieczeństwa muszę okiełznać to
wiosenne szaleństwo i znowu wypracować sobie jakiś system. Co prawda będzie on
nadęty, napięty, wypchany, ale myślę, że jeżeli wszystko jakoś się poukłada i
zracjonalizuje, będzie dobrze, wszyscy będą usatysfakcjonowani (a najbardziej
ja).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz