czwartek, 4 kwietnia 2013

Czy dobrze wychowuję-ą swoje dzieci?


kołysanie, smoczek, tv

Jeżeli postępuję w określony sposób, wprowadzam jakieś zasady i reguluję działania, nie oznacza to, że tak samo postępują inni, a tym bardziej, że ja robię dobrze, a oni źle.

Gabrysia akurat była niemowlęciem, które (o dziwo) nie reagowało na bujanie. Nie robiło ono na niej żadnego wrażenia, więc po jakimś czasie zrezygnowaliśmy z niego i znaleźliśmy alternatywne rozwiązania, by ją uspokoić lub uśpić. Anastazja kołysanie lubiła, ale jakoś szczególnie się od niego nie uzależniła. Skończyła wczoraj sześć miesięcy i już zdecydowanie bardziej woli obserwować i poznawać świat, zasnąć wtulona w mamę lub po prostu u siebie w łóżeczku, niż poruszać się w lewo-prawo.

Gabrysia smoczek odstawiła (z tego co pamiętam), gdy miała właśnie 6-7 miesięcy. Nie było żadnego problemu. Po prostu wyrzuciłam go do kosza. Nastusia używa smoczka częściej – głównie na spacerach. Stosuję go na nich z premedytacją, ze względu na niesprzyjającą aurę. Nie wiem, na ile tak naprawdę to działa, bo jeszcze bez smoczka nie wyszłam (a już dawno powinnam, bo jest kwiecień i temperatura powinna być wyższa!), ale zaszczepiłam w sobie przeświadczenie, że kiedy go ma i zajmuje się ssaniem, spaniem – nie płacze i nie zachłystuje się mroźnym powietrzem (mówią, że to nie jest korzystne i niemowlęta chorują częściej, gdy płaczą donośnie na mrozie – nie weryfikowałam tego, ale mimo wszystko wolę unikać). Z „es” spróbujemy pożegnać się, gdy tylko nadejdzie upragniona wiosna (lub cokolwiek byle było ciepło).

Telewizor był u nas włączany sporadycznie. Chyba raczej dlatego, że nie było na niego czasu, a postanowiliśmy unikać sytuacji, gdy gra, bo coś chcemy zobaczyć, a po programie okazywało się, że tak naprawdę nikt go nie oglądał, bo robiliśmy tysiąc innych rzeczy. Nie miało to w ogóle sensu. Były inne priorytety. Nie jestem przeciwniczką tv. Nie uważam, że dzieci nie powinny z niej w ogóle korzystać. U nas od początku jakoś bardziej sprawdzał się mimo wszystko internet i tak zostało. Myślę, że „szklany ekran” jeszcze wróci do nas za jakiś czas. Kiedy będziemy mogli poświęcić mu go choć trochę.

Znam rodziny, w których panuje zupełnie inny porządek. W jednych Malec był bardzo długo kołysany, w  innych dziecko długo chodziło ze smoczkiem, oglądało masę bajek. Nie ośmielę się twierdzić, że to są błędy. Według mnie nie są nimi. Bo dziecka nie można zamknąć w żadnej regule i dostosować do wytycznych, by stwierdzić – „dobrze je wychowałam/em”. To co dla jednego dziecka będzie rozwijające i stymulujące, dla drugiego takim nie będzie, bo będzie ono potrzebowało czegoś zupełnie innego. Jeżeli niemowlę uwielbia kołysanie, dlaczego go nie kołysać (tym bardziej, że robimy to instynktownie). Jeżeli lubi smoczek i sam chętnie z niego korzysta, to dlaczego mu go ograniczać, widocznie ma silniejszą potrzebę ssania (inną kwestią jest zgryz – ale i tu nawet wśród specjalistów zdania są podzielone, więc wypowiadać się nie zamierzam). Oglądanie bajek nie jest grzechem.

Później pada: „no to przyzwyczaiłeś i masz – ciągle musisz kołysać, nie da sobie wyciągnąć smoczka, nie oderwiesz go od telewizora, bo to jego ulubiony program”. Czy w tym naprawdę jest coś tak złego i niewłaściwego? Czy to źle, że dziecko coś lubi, coś mu sprawia przyjemność? Poza tym kto widział nastolatka, którego rodzice bujają do snu, który chodzi do szkoły z „es” albo płacze, bo nie może obejrzeć bajki? Pewnie psychologowie mają swoje teorie na ten temat i być może zmietliby moje zdanie jednym argumentem. Ja po prostu uważam, że nie powinno się wyrokować i oceniać sposobu wychowywania innych (o ile dziecko nie jest ewidentnie krzywdzone – np. bite), bo sami nie będziemy mieli długo pewności, czy nasze metody są dobre. Każde dziecko jest inne, każdy rodzic jest inny – nie ma niezawodnych recept na zajmowanie się potomstwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz