W odległej przeszłości marzyłam o dwójce dzieci. Kiedy
pojawiła się Gabrysia, wiedziałam, że gdyby istniała taka możliwość mogłabym
mieć nawet piątkę. Chciałabym mieć dużą rodzinę, chciałabym kochać jak
najwięcej, przeżyć jak najwięcej, jak najwięcej dać. Świadomość, że można
podarować życie, że to życie będzie się kochało ponad nie, jest czymś
niesamowitym.
Zobaczymy jak wszystko się ułoży. Na razie potrzebujemy paru
lat, żeby stworzyć odpowiednie warunki dla naszych planów. Może na razie nawet
bardziej moich, bo mąż skupia się na „teraz”, to ja wybiegam z nadzieją w
przyszłość i myślę, myślę… Od dawna rozpatruję możliwość adopcji. Pewnie
„jutro” zweryfikuje moje zamierzenie, ale nikt nie zabroni mi marzyć.
Ostrzegają, że będzie ciężko, że to nie jest takie proste, że
trudno sobie poradzić. Nie rozumiem jak tak można mówić o dzieciach. Gdy byłam
w zaawansowanej ciąży z Nastusią i wychodziłam na spacery z Gabrysią, na ulicy
zaczepiały mnie często kobiety i użalały się nade mną. Teraz również słyszę
komentarze pełne współczucia. Kompletnie tego nie rozumiem. Nie jest mi ciężko,
nie narzekam, jestem szczęśliwa. Nie boję się wyzwań, nie boję się „trudów”
rodzicielstwa, spełniam się w tym.
I koniec (kropka)
Mysle ze jesli czlowiek umie okazac i dac takiemu dziecku duzo ciepla milosci z zrozumienia ono odwajemi te uczucia, to tylko i wylacznie moim zdaniem zalezy od podejsci i pracy nad dzieckiem :) I bardzo dobrze ze sa tacy ludzie bo te dzieci potrzebuja duzo milosci.
OdpowiedzUsuńCO TO ZA MATKA, KTÓRA WŁASNYM DZIECIOM NIE POZWALA POZNAĆ DZIADKÓW!
UsuńNie widzę związku z tematem posta.
Usuń