wtorek, 28 maja 2013

"Gdzie są moi rodzice?"


Wybrałam się w niedzielę sama na małe zakupy. Na pasażu jednego z centrów handlowych zauważyłam dziewczynkę, która rozglądając się w panice, zaczynała płakać. Podeszłam do niej. Miała może 8-9 lat (na tyle wyglądała). Zgubiła gdzieś rodziców. Z minuty na minutę jej strach rósł, była wręcz przerażona. Jej wielkie oczy wypełnione były łzami i wyglądały jak dwa jeziora. Gdy w nie patrzyłam, widziałam swoją Gabrysię. Czasami jej łzy zatrzymują się tak samo i balansują na granicy – (zaleją policzki, czy nie zaleją?)

Poszłyśmy do informacji. Tam wywołano jej rodziców. Po chwili pojawili się. Mama była dobrotliwie uśmiechnięta i od razu przytuliła córeczkę, zapewniając, że przecież nie zostawiliby jej, że tak dobrze się bawiła, że nie chcieli jej przerywać i po prostu oddalili się na chwilę, by zajrzeć do sklepu obok. Natomiast kochanego tatę ewidentnie ta sytuacja zirytowała i zaczął na Małą krzyczeć. Padło wiele bardzo przykrych słów. Nie wiem, jak zakończył się jego monolog, bo bardzo szybko się oddalili. Słyszałam tylko jak Żona (Partnerka) próbowała go uspokoić i stawała w obronie dziecka.

Dlaczego podniósł głos? Nie mam pojęcia. To była ich wina. Powinien ją jeszcze przeprosić za to, że zostawił ją samą.

W domu opowiedziałam o całej sytuacji mężowi. Zgodnie stwierdziliśmy, że zrobimy wszystko, by nie powielić nigdy tego zachowania.

Teraz, gdy Gabrysia jest w okresie buntu, zaczynam czasami rozumieć skąd biorą się takie zachowania dorosłych. Wiem, że ciężko niekiedy być cierpliwym, spokojnym i wyrozumiałym, że emocje są bardzo silne. Nie jest to łatwe, ale warto się postarać, warto zrobić wszystko, by na dziecko nie krzyknąć.

Gabriela miała ostatnio problemy ze spaniem w dzień. Męczyła się niesamowicie. Wykorzystałam wszelkie sposoby: leżenie z nią w łóżku (o ile Nastusia akurat spała), głaskanie, czytanie, przetrzymanie, wcześniejsza pobudka po nocy. W końcu spróbowałam „na upartego”. Przez ponad półtorej godziny kładłam ją do łóżka, całowałam w policzek i mówiłam, że to pora drzemki, a ona wstawała i biegła do drugiego pokoju. Nie liczyłam, ile razy ją kładłam. Ciągle tak samo, w ten sam sposób, bez nerwów, spokojnie. Zasnęła.  Nie krzyknęłam, bo gdy tylko miałam na to ochotę (a po około godzinie już się we mnie powoli zaczynało gotować), najpierw pomyślałam, co mój podniesiony ton przyniesie. Gabrysia wystraszy się i zestresuje, z pewnością nie pomoże jej to, mi na sekundę ulży, ale po chwili pewnie będę miała wyrzuty sumienia. Poza tym to, że nie może zasnąć, to nie jest działanie skierowane przeciwko mnie, nie robi tego złośliwie, specjalnie, więc dlaczego mam ją za to ganić?

W ten sposób myślę za każdym razem, gdy czuję, że jest ciężko. Pomaga, bardzo pomaga.

Być może ktoś stwierdzi, że to bezstresowe wychowanie, które nic dobrego nie przyniesie. Ja po prostu szanuję swoje dzieci i liczę się z ich uczuciami. One nie są moją własnością, nie są przedmiotami, psami do wytresowania. Są ludźmi, których kocham.

6 komentarzy:

  1. Uwazam ze dzieci powinny doswiadczac rowniez tych negatywnych uczuc, gdyz musza nauczyc sobie z nimi radzic i musza wiedziec ze mama tez moze krzyknac, jednak wiem dobrze ze wiekszaosc rodzicow krzyczy bo nie umie inaczej , bo czuja sie bezsilni , najgorzsze sa jednak sytuacje jak wyzej opisane kiedy ojciec krzyczy bo ewidentnie chce zatuszowac swoja wine...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wolę jednak rozmowę, poważny ton, tryb rozkazujący, ale nie krzyk. Będę starała się go unikać jak ognia. Krzyczenie nie jest konstruktywne.

      Usuń
  2. Witaj Agnieszko.Bardzo mądry i uroczy ten Twój blog.Pozdrawiam,dodam tylko,że ja jestem zwolenniczką rozmów,chociaż wiem,że czasami bywa trudno.

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie rozmowy daja najwiecej , wiecej niz krzyk jednak przy dwojce zywiolowych chlopcach nerwy puszczaja... , wiem ze Twoje dziewczynki sa jeszcze male ale ciekawa jestem bardzo jak i czy zamiezasz je karac?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę się tylko domyślać, jak to jest z dwoma chłopcami; oczy dookoła głowy muszą ci się "kręcić" pewnie dwa razy szybciej, niż mi ;); a co do karania - nie odpowiem Ci na razie na to pytanie, bo jeszcze się nad tym nie zastanawiałam; w tej chwili samo słowo "kara" mnie mierzi;

      Usuń