środa, 29 maja 2013

Są takie dni.


Najczęściej bywa tak, gdy jestem już bardziej zmęczona i przez to trudniej kontroluje mi się dzień. Sypie się wtedy wszystko po kolei i wydaje się, że nic się nie da z tym zrobić, niczego nie uda się już skleić.

Tak jak dzisiaj. Po kilku cięższych nocach, intensywniejszych dniach, bo i wizyty u lekarzy, natłok spraw bieżących, kilka malutkich zmartwień – stało się. Od rana nie mogłam się zorganizować (z niczym): że za późno wstałyśmy, za długo wygłupiałyśmy się w łóżku, z drzemką były problemy i w sumie po niej obiad to już stało się popołudnie popołudnia, w mieszkaniu jakby tornado przeszło, nie dałam rady ogarnąć, spacer i owszem był, ale krótki i tuż przed samą kolacją, kolacja się przeciągnęła, przyszła burza i opóźniła kąpiel (bo we czwórkę wpatrywaliśmy się w pioruny). Teraz dziewczyny śpią, a ja dopiero usiadłam i jakoś sobie to wszystko powoli układam. Z jednej strony jestem na siebie zła, że tak się to wszystko rozjechało, z drugiej takie dni i chwile też są potrzebne i nic się chyba złego nie stanie, jeśli od czasu do czasu wpadniemy w taki poślizg i zawirujemy.

Zaraz trochę ogarnę, trochę poprasuję, trochę się umyję i trochę poczytam. Jak już taki dzień na pół gwizdka, to co mi tam J. No to może trochę pooglądam jakieś seriale, a że mam mega zaległości, to między kolejnymi ubraniami pocącymi się pod żelazkiem, będę zerkała na co drugi odcinek.

A jutro się zepnę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz