wtorek, 7 maja 2013

Nowa rzeczywistość spacerowa.


W połowie kwietnia Anastazja podjęła próbę wyjścia z gondoli i ze względu na bezpieczeństwo musieliśmy zamienić jej środek transportu na spacerówkę. Praktycznie do końca miesiąca spacerowała z nami Mama, która przyleciała na jakiś czas do Polski. Długi weekend spędziliśmy rodzinnie, więc wychodziliśmy we czwórkę. Wczoraj wyszłam już sama z dziewczynami i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że przez ten okres dużo się zmieniło i musiałam stawić w końcu czoła nowemu wyzwaniu.

Nastusia i owszem korzysta ze spacerówki, ale potrzebuje urozmaicenia i innej perspektywy. Nie sypia, nie siedzi, nie leży długo, a ja nie miałam do tej pory możliwości trzymania jej na rękach, prowadzenia spacerówki i kontrolowania Gabrysi. Rozwiązaniem okazało się nabycie nosidełka, które właśnie dzisiaj przetestowałam generalnie.

Zdecydowałam się na odwiedzenie pobliskiego placu zabaw. Doszłyśmy tam standardowo: ja pchająca wózek, w Nastusia, a obok Gabriela. Na miejscu miałam po „tysiąckroć oczy dookoła głowy” i chyba jeszcze szybsze nogi. Mała w spacerówce przyglądała się wygibasom Mamy, co chwilę zaczepiały ją jakieś dziewczynki rzucające teksty „jaka dzidzia, jaka dzidzia”. Większa pokazywała mi, że chce tu i tam, że nie dosięgnie, że trzeba ją podsadzić, że teraz zjeżdża, więc mam uważać, bo może zapomnieć, że trzeba wcześniej usiąść (…). Po około 20 minutach Anastazja zrobiła się senna, więc poszłyśmy w spokojniejsze miejsce – okazał się nim mały opustoszały skatepark usytuowany tuż obok, ale już trochę dalej od wrzasku rozbawionego tłumu młodocianych. Kiedy instalowałam płaczącą Nastusię w nosidełku, Gabriela weszła pod jeden ze „zjazdów” i to na tyle sprytnie, że nie miałam możliwości wyciągnięcia jej stamtąd. Biegałam od jednej do drugiej strony, a ta uciekała w uciesze na czworakach. W końcu udało mi się ją wywabić. Zbierałyśmy się do powrotu. Niezadowolona Gabriela wylądowała w spacerówce (w przeciwnym razie i tak musiałabym ją nieść pewnie pół drogi, bo była na nie dla opuszczenia placu), Nastusia spała w nosidełku przytulona do Mamy.

Gdy biegałam, obserwowałam, pilnowałam razy dwa pomyślałam sobie, że dzisiejsze wyjście będzie może mniej intensywne, że sobie tak po prostu pospacerujemy. Jednak musimy pojawić się na placu, bo Gabrysia poznała chłopca, który nie odstępował jej na krok, a żegnając się wykrzyczał (właściwie do mnie, bo ona jakoś nie zwróciła na to uwagi): „ja jutro też tu przyjdę i będę na Ciebie czekał”. Nie możemy złamać mu serca (…).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz