Pierwszy raz
karmiłam piersią poza domem i na otwartej przestrzeni Gabrysię, gdy miała
niecały miesiąc. Wracałyśmy ze spaceru i rozpłakała się niesamowicie. Jedynym
miejscem, które było w pobliżu i nadawało się do tej czynności, ze względu na
miejsce siedzące, był akurat przystanek autobusowy. Pusty, ale w pobliżu i obok
przechodziło sporo osób. Wyciągnęłam swoje Maleństwo z gondoli i bez żadnych
zahamowań podałam jej pierś. Dopiero mina zażenowanego brata, który mi
towarzyszył, uświadomiła mi, że taki widok może dla niektórych stanowić
problem.
Na
szczęście to jest właśnie ich problem a nie mój!
Nie wdaję
się z dyskusje pt. "wypada - nie wypada karmić w miejscach
publicznych". Robię to, gdy potrzebuje tego moje dziecko. Być może ludzie
mi się przyglądają, komentują, nie wiem, jestem skupiona na czymś innym.
Zastanawiam się, czy takich mam jest więcej, bo albo ich nie ma (przynajmniej w
moich okolicach i miejscach, w których przebywam), albo po prostu ich nie
zauważam, bo widok ten jest dla mnie tak naturalny. Nie wydaje mi się, by
kobieca pierś była czymś gorszącym, zwłaszcza w takiej sytuacji. Bardziej
gorszą mnie mężczyźni oddający mocz (niby na uboczu), odwróceni tyłem, ale
tyłem zależy też dla kogo i z której strony się idzie. No ale to w sumie też
jest potrzeba, tylko że po karmieniu piersią nie zostawiam na chodniku mokrej,
śmierdzącej plamy. Cóż.
Liczę się z
uczuciami innych, domyślam się, że kogoś mogę wzruszyć, zgorszyć, zawstydzić,
dlatego w miarę możliwości zakrywam pierś (na przykład pieluszką tetrową albo
chustą), tak by nie zmniejszyć komfortu Nastusi (bo on jest najważniejszy). Nie
chcę polemizować, nie chcę prowokować, nie chcę niczego udowadniać, nie walczę
ze światem, bo nie mam dla tej kwestii takich zapędów. Ja tylko karmię
najbliższą mi osobę, daje jej bliskość, której potrzebuje. I tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz