Wczoraj
było bardzo przyjemne.
Chociaż o
6.30 wstajemy chyba dopiero drugi raz (przedwczoraj zaspałam niestety), to już
teraz muszę przyznać, że dzień rozpoczęty o tej porze jest dużo przyjemniejszy.
Przede wszystkim o ósmej rano jesteśmy już po śniadaniu, myciu zębów
(ewentualnie dziąseł), ubrane, a przed nami jeszcze tyle czasu do
wykorzystania. Na razie nawet ja mam dzięki temu więcej energii, więcej
planuję, wydaje mi się, że efektywniej mogę spędzić dzień (i tak się dzieje). Dziewczyny
wcześniej zasypiają. Może nie o wymarzonej 21, ale nie dzielą już je od tego dwie
godziny.
Wczoraj popołudniu
pojechaliśmy za miasto. Było cudownie – powietrze, śpiew ptaków, zieleń (…).
Gabrysia biegała z wypiekami i uśmiechem na twarzy. Piasek, kamienie,
kwiaty - wszystko było jej. Ja za to nie
musiałam wołać: „Uważaj, auto”, „Gabrysiu, to jest śmieć”, „Nie wolno tam
wchodzić, ponieważ (…)”, „Trzymaj mamę za rękę, bo (…)”, „To jest psia kupa”.
Chyba wszyscy bardzo się zrelaksowaliśmy. Mogłabym nie wracać. Mam nadzieję, że
coraz częściej będziemy bywali w tamtym miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz