piątek, 12 lipca 2013

balkonem ( była sobie rzodkiewka )


Jeszcze jakiś czas temu mój balkon był taki zielony i pozytywny ( patrz post balkonem ). Teraz wygląda tak:




Nie wyszło mi coś to balkonowe sianie i sadzenie. A byłam pełna zapału i entuzjazmu. Niestety mimo pielęgnacji, podlewania, doglądania, przerzedzania ( bo Gabrysia zaszalała i zdecydowała, by było dużo i gęsto ), nic z tego nie wyszło i właściwie poza kilkoma rzodkiewkami, które były małe i łykowate, żadnych plonów nie zebraliśmy. Później wyrwaliśmy większość i posialiśmy na nowo, ale bez lepszego efektu. Dlatego odpuściłam sobie i przestałam zaglądać do swoich roślinek. Nie wiem, czy nie służyło im miejsce, ograniczenie przestrzeni doniczką, czy ziemia, którą kupiliśmy w markecie.

Jest mi przykro i zastanawiam się, czy skoro nie udało mi się na balkonie, powinnam porywać się na działeczkę ( ale co tam – porwę się, jeśli będzie taka możliwość J ).

Moja przemiana pogłębia się. Kiedyś nie wyobrażałam sobie siebie przy grządkach marchewki, rzodkiewki, pietruszki ( … ). Teraz cichutko o nich marzę. Gdy już zaczęłam, nadal byłam przeciwna kwiatom. Dla mnie resztę działki, która nie byłaby wykorzystana na warzywa, powinna pokrywać równiutko skoszona trawa. Dzisiaj obejrzałam sobie „ogród Rozalii” (http://byrossalia.blogspot.com/2013/07/witam-serdecznie-na-samym-poczatku.html?showComment=1373658850737#c6312466145295261749 ).

Kwiaty chyba jednak też bym chciała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz