Dzisiaj
usłyszałam:
po pierwsze
– za lekko ubieram dzieci, im jest zimno, bo może i na słońcu jest ciepło, ale
gdy wejdę z nimi w cień, to już nie;
po drugie –
nie powinnam budzić Gabrysi o 7 rano ( Nastusi nie budzę, ale ona sama bardzo
szybko się do nas dopasowuje ); dziecko powinno zasypiać i wstawać, kiedy chce;
po trzecie
– Gabrysia ( niebawem będzie świętowała drugie urodziny ) je tak niewiele, bo
ja jej podaję na przykład owoce, kromkę chleba w całości do gryzienia, a
powinnam jej kroić na małe kawałki;
po czwarte
– dlaczego nie daję dziewczynom słodyczy ? inne dzieci je jedzą i nic im nie
jest.
Po pojawieniu
się na świecie Nastusi ( drugiej córeczki ) w dużym stopniu uodporniłam się na
taką krytykę i zdobyłam pewność siebie jako mama. Jednak czasami bywają gorsze
dni i takie ataki potrafią trochę wyprowadzić z równowagi. Wdech, wydech ( … ).
Już mi przeszło
a ta dzisiejsza lekcja o wychowywaniu dzieci jeszcze bardziej umocniła mnie w
przeświadczeniu, że trzeba bardzo uważać, kiedy chce się komuś radzić.
To chyba
leży w naturze kobiety-matki – przekazują wiedzę dalej, dzielą się swoim
doświadczeniem. Sama mam znajome z małymi dziećmi i garnę się bardzo do takiego
pomagania. Staram się jednak bardzo uważać, żeby moje słowa nie stały się
krytyką albo nie zostały w ten sposób odebrane. Dlatego mówię o swoich
dzieciach, unikam mentorskiego tonu, nie używam słów „powinnaś, źle robisz”.
Nie myślę także „ja wiem lepiej, bo mam już dwójkę”, bo takie założenie nie
sprzyja konwersacji mamy z mamą.
Oduczyłam się
( właściwie od niedawna, chyba od kiedy zaczęto wytaczać przeciwko mnie
powyższe działa ) oceniania innych mam. Nie myślę już w ten schematyczny
sposób, że ja robię dobrze, ona źle. To nie jest prawdą. Nie ośmieliłabym się
teraz powiedzieć żadnej kobiecie, która kocha swoje dziecko i chce dla niego
jak najlepiej, że postępuje niewłaściwie, bo ubiera dzieci grubiej, bo pozwala
im oglądać tv, bo daje słodycze, bo nie rezygnuje ze smoczka. Nie myślę już
tymi kategoriami.
Szanuję to,
że ktoś opiekuje się i wychowuje dzieci inaczej niż ja.
Przecież na
to nie ma jednej recepty.
ps i nie dam się sterroryzować J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz